niedziela, 16 sierpnia 2009

77.'Niespodzianka.'

 

Tom nie musiał się długo prosić, abym się do niego wprowadziła. Zrobiłam to bez marudzenia, nawet nie miałam daleko, więc zawsze mogłam wrócić... ale mam nadzieję, że nie będzie takiej okazji. Chyba, że będę odwiedzała siostrę.

Właśnie wspólnym mieszkaniem rozpoczęliśmy prawdziwe dorosłe życie. Razem. Jego brat oczywiście nie miał nic przeciwko, nawet się ucieszył, jednak ja wyczułam, że coś jest nie tak. Raczej nie chodziło o mnie, ale o Sarę. Byłam tego pewna. Na razie nie zawracałam mu głowy, ale planowałam w najbliższym czasie o wszystko wypytać. A mój cudowny narzeczony powiedział, że zrobi remont w swoim pokoju i wstawi do niego wielką szafę z lustrem, specjalnie dla mnie. Przyznam, jestem zachwycona tym pomysłem. A on jest zachwycony nowym łóżkiem, chyba z wiadomych przyczyn. Tymczasem ja zadamawiałam się w nowym miejscu. Bliźniacy mają ogromny dom, właściwie nigdy nie miałam okazji obejrzeć go w całości. W każdym razie... nasze dziecko będzie miało, gdzie biegać. A w przyszłości może i dzieci? Chyba troszkę przesadzam, ale nic na to nie poradzę, że jestem taka szczęśliwa.

-Kochanie, nie będziesz się złościć, jeśli powiem ci, że obiad będzie jutro?- Tom uśmiechnął się do mnie niepewnie, a ja się zapowietrzyłam z wrażenia. Właśnie się zachwycałam łazienką, a on mi tutaj... no nie mogę! Jutro!?

-Skarbie, czy to miało być pytanie?- Zapytałam zupełnie spokojnie, można powiedzieć, że byłam aż przesadnie miła.

-Yyyy...ale wiesz... bo zadzwoniłem do mamy, a ona powiedziała, że dawno nas nie widziała...no to jakoś wyszło, że jutro przyjedzie...razem z ojczymem...

-Tom, ja nawet się nie przygotowałam.- Westchnęłam ciężko i weszłam do pokoju. Nie bardzo mi się to uśmiechało, chciałam trochę się przyzwyczaić do myśli, że niedługo poznam jego mamę i że wszyscy dowiedzą się o naszych zaręczynach.

-Ale do czego tu się przygotowywać?- Dołączył do mnie i objął mnie w pasie opierając głowę na moim ramieniu.- Moja mama jest miła, na pewno cię polubi. Nie będziesz musiała robić nic specjalnego.

-Kogoś jeszcze zapraszasz?

-No... przyjaciół...i chciałem jeszcze zaprosić swojego ojca, ale nie wiem czy będzie miał czas.

-Ja chyba umrę...- Jęknęłam... z każdą chwilą coraz bardziej przerażało mnie to wszystko. To takie ważne dla mnie wydarzenie. Nie sądziłam, że nadejdzie tak szybko.

-Oj, naprawdę nie masz się czym przejmować. Jestem z tobą przecież...- Pocałował mnie czule w policzek.- Chodź zejdziemy na kolację, Bill coś tam upichcił... zwykle jak ma zły humor, siedzi w kuchni i eksperymentuje. Nie wiem, skąd mu się to wzięło...

-Nie uważasz, że poświęcasz mu zbyt mało czasu?- Spytałam ciągnąc go w kierunku schodów. Zdaję sobie sprawę, że Tom poświęca całą swoją uwagę właśnie mnie, więc powinnam czuć się winna... jestem skłonna usunąć się trochę na bok, żeby mógł odbudować kontakty z bratem. Wiem, jaka więź ich łączyła... nie chciałabym, aby przeze mnie oddalili się od siebie.

-On sam nie chce ze mną gadać, a ja nie będę się narzucał.- Wzruszył ramionami. Co za podejście, nie ma co...

-Nie jest ci czasem przykro, gdy nie dowiadujesz się o czymś pierwszy? Albo, że brat woli dusić wszystko w sobie niż ci się wyżalić?

-Nie mam czasu o tym myśleć, Kochanie.

-Więc go znajdź, dla mnie znajdujesz. Nie chce w przyszłości mieć wyrzutów, że przeze mnie straciłeś brata.

-Nie stracę go, a na pewno nie przez ciebie.- Zapewnił mnie, jednak ja miałam inne zdanie na ten temat. Weszliśmy do kuchni, gdzie Bill właśnie rozkładał talerze na stole. Niecodzienny widok...- Co tam zrobiłeś, braciszku?

-Nic specjalnego, nie mam dzisiaj weny.- Westchnął, na co Tom się zaśmiał.- Tylko frytki usmażyłem...

-No, nie...ale to jest niezdrowe.- Stwierdził zajmując miejsce obok mnie przy stole. Obydwoje z Billem spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Ja dopiero po chwili zrozumiałam o co mu chodzi...

-Nie zdrowe? A od kiedy ty się martwisz o swoje zdrowie?

-Nie o moje, tylko Carmen.- Teraz to byłam zmuszona go kopnąć, bo wszystko wskazywało na to, że zaraz się wygada. A mieliśmy, trzymać to w tajemnicy jak długo się da... a może się wcale nie da?-Auć... co ty robisz, kochanie?

-A co, Carmen chora jest?

-Dobra dajcie już spokój, nie słuchaj go Bill, on jest ostatnio jakiś dziwny.- Wtrąciłam się zanim byłoby za późno. Nie jest łatwo nie mówić prawdy przyjacielowi... zapewne nie będzie zadowolony, gdy się kiedyś o tym dowie.

-Phi, ja dziwny? Tylko o ciebie dbam.

-Aż za bardzo.- Uśmiechnęłam się naciskając na wypowiedziane słowa.

-Jak ja mam z wami wytrzymać?- Czarnowłosy przewrócił oczami, po czym zaczął nakładać na talerze przyrządzoną przez siebie kolację. Mnie tam całkiem odpowiadała i jakoś nie przeszkadzało mi, że jest niezdrowa.

-A no właśnie, jutro przyjeżdża mama na obiad i mam nadzieję, że też będziesz.

-Ja tu mieszkam przecież.

-No tak, ale uprzedzam, żebyś nie planował nic z Sarą czy coś...- Myślę, że Tom celowo napomknął o przyjaciółce i chyba skutecznie, bo najwyraźniej jego brat w przeciwieństwie do nas nie miał przed nami żadnych tajemnic.

-Zerwałem z nią jeszcze wczoraj, gdy wróciliśmy.- Ta wiadomość zaskoczyła zarówno mnie, jak i Toma. Bo to było dziwne, jeszcze niedawno wydawali się być tacy szczęśliwi...poza tym prędzej bym się spodziewała, aby to Sara odeszła, ale Bill?

-Dlaczego?

-Cóż, najwyraźniej się pomyliłem i tyle. Nie mówmy o tym. Powiedzcie lepiej, co z tym waszym ślubem... bo chyba się zaręczyliście, nie?

-Właśnie jutro o tym wszystkim powiemy. A daty jeszcze nie mamy...trzeba się zastanowić. Właśnie! Ja muszę zadzwonić do Davida, bez niego ten obiad nie miałby sensu...- Gitarzysta poderwał się z miejsca. Miał bardzo zadowoloną minę, jakby chciał zrobić na złość menadżerowi... i to naszym kosztem.- Zaraz wracam...- Wyszedł zostawiając nas samych...

-Ja nie wiem, co ty w nim widzisz.- Mruknął czarny.

-Czasami też się nad tym zastanawiam.- Zaśmiałam się.- Ale jakoś nie umiałabym bez niego żyć...

-I kto by pomyślał, że mój głupi brat będzie się żenił wcześniej ode mnie. I to jeszcze w wieku niespełna dwudziestu lat!

-Mnie też zaskoczył, wierz mi...- Uśmiechnęłam się nikle przypominając sobie, niektóre wydarzenia z naszego związku. Mimo wszystko cały czas pamiętałam o tym, co mu zrobiłam i choć w pewnym sensie się z tym pogodziłam, nadal czasami jest mi z tym źle. Ale nie mogę się non stop zadręczać...tym bardziej, że on mnie kocha i mi na to nie pozwala.


#


Do pokoju wdarły się jasne promienie porannego słońca. Dziewczyna przetarła zaspane oczy następnie lustrując swój pokój, a na koniec spoglądając na drugą stronę łóżka, która była pusta. Już nie miała zamiaru ukrywać przed samą sobą, że brakuje jej tej drugiej osoby. Właśnie tego tak bardzo się obawiała, że pokocha i zostanie sama. Być może to jej wina, bo aż za bardzo się zmieniła, bo aż za bardzo przestała zwracać uwagę na uczucia, bo aż za bardzo posmakowała egoizmu. Ale przecież wszystko zaczynało wracać do normy, chciała jeszcze tylko przygotować swoje otoczenie na tą wiadomość jednak nie było jej to już dane, zbyt wiele się zmieniło, a on miał dosyć... Tylko, że ona cały czas pamięta te wszystkie chwile z nim spędzone... wydawał się być taki idealny, ale nie był. Bo obiecał, że nigdy nie zostawi, a zostawił. Choć może nie powinna, może nawet nie ma takiego prawa, ale... czuje się wykorzystana. Jakby ktoś ją w sobie specjalnie rozkochał, wykorzystał i porzucił. Przecież ona zawsze starała się robić wszystko, żeby gdy już nadejdzie ten odpowiedni czas ich miłość była wyjątkowa. Bo kiedyś obiecała sobie, że zwiąże się z kimś dopiero, gdy będzie pewna swoich uczuć...i pewna jego. A on ją rozczarował. Jedyne, co ją może cieszyć, to fakt, że pozbyła się Enrique. Ten osobnik z pewnością już więcej nie pojawi się w jej życiu...

-Sara, jakiś chłopak do ciebie.- Drgnęła słysząc głos matki stojącej w drzwiach. Jej serce mocniej zabiło na słowo „chłopak”.

-Niech wejdzie...- Podniosła się do pozycji siedzącej wlepiając wzrok w wejście, w którym po chwili pojawił się znajomy jej blondyn. Znowu się rozczarowała. Ale na co ona liczyła? Przecież powinna doskonale pamiętać, jak to jest gdy chłopak porzuca dziewczynę.- Cześć, Andreas. Co tu robisz?

-Wpadłem, bo słyszałem, że wróciliście. Chciałem się z tobą zobaczyć, ale widzę, że ty jeszcze w łóżku.- Uśmiechnął się do niej. Zawsze to robił. Jeden z niewielu najbardziej pozytywnie nastawionych do życia ludzi.

-Niedawno się obudziłam i trochę się zamyśliłam, ale jak zaczekasz kilka minut to zaraz będę gotowa.- Stwierdziła z nieco pogodniejszą miną niż na początku i wyskoczyła z łóżka.-Wejdź i usiądź sobie.- Zaprosiła go do środka, a sama zajęła się poszukiwaniami jakichś sensownych ubrań. Wiedziała, że nie może popełniać tych błędów co kiedyś. Nie wolno jej się załamać, tylko musi iść do przodu naprzeciw życiu. Chłopak bez zbędnego gadania przyjął zaproszenie i usiadł na skraju łóżka przyglądając jej się.

-Ciebie też zaproszono na obiad u Kaulitzów?- Zapytał nagle.

-Nie, ale ja i tak wiem o co chodzi.- Odparła z lekkim uśmiechem odwracając się w jego stronę.

-A powiesz mi?

-Nie, sam się dowiesz jak pójdziesz. To niespodzianka.- Zrobiła tajemniczą minę i zniknęła za drzwiami udając się do łazienki.


#


Już z samego rana wstałam, aby coś zrobić. A coś, znaczy nic. Bo nic nie mogłam zrobić, poza denerwowaniem się. Cudem było, że w nocy jakoś zasnęłam, ale to zasługa Toma, który przekonał mnie do tego swoimi jakże wspaniałymi argumentami... ale nie będę zagłębiała się w ten temat.

A nie mogłam nic robić, bo Tom mi nie pozwalał, za to sam z Billem latał po domu sprzątając. Ja mogłam jedynie obserwować... i bardzo mnie to wkurzało, bo miałam ochotę im pomóc. Bardzo się denerwowałam przed spotkaniem z ich mamą. Wszyscy inni to pikuś, co innego matka przyszłego męża! I słowa Tom wcale mnie nie uspakajają. Dzisiaj dowie się tylko, że jestem jego narzeczoną... a co będzie gdy dowie się, że zostanie babcią, a jej synowa może umrzeć? Tego nie mamy w planach mówić, ale przecież kiedyś się dowie... zresztą nie tylko ona.

Po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, chyba jedyne co mogę zrobić to je otworzyć.

-Pewnie jedzenie przywieźli...- Tom mnie uprzedził i zaraz podążał do przedpokoju. Odebrał mi taką przyjemność. To ja miałam je otworzyć! Czuję się normalnie zbędna.

-Witaj, synku! Przyjechaliśmy trochę wcześniej...- Zastygłam w miejscu słysząc kobiecy głos. Normalnie myślałam, że mi serce z piesi wyskoczy... zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić, przez chwilę miałam ochotę się gdzieś schować. Ale to byłoby głupie... może bym się aż tak nie przestraszyła, gdybym była jakoś porządnie ubrana. A nie byłam. Miałam na sobie jakąś porozciąganą koszulkę i dżinsy... nic tylko zapaść się pod ziemie.

Od razu podniosłam się z kanapy słysząc zbliżające się kroki. Tom był również zaskoczony, ale na pewno nie, aż tak jak ja.

-Mogliście zadzwonić... nie zdążyliśmy się przygotować.

-A na co tu się przygotowywać? Jestem tylko waszą matką.- Już po chwili wszyscy zjawili się w salonie. Natychmiast zostałam zlustrowana od góry do dołu dwiema parami oczu. Myślałam, że zaraz zemdleję... na szczęście Tom do mnie podszedł, czym dodał mi trochę odwagi.

-Mamo, Gordon to jest Carmen.- Przedstawił mnie z uśmiechem ciągnąc w ich stronę. Moje kroki były ciężkie, jakbym była słoniem.- A to jest moja mama i jej mąż.

-Ta sama Carmen, która miała być z tobą na świętach?- Wypaliła nagle blond włosa kobieta, a ja poczułam się już spalona...

 

###

 

Jestem zdecydowanie za bardzo uległa xD

 

9 komentarzy:

  1. 1 xD. Dziękuję ^^ ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz kuwa xD. Nie ma jak to matki. Mają to wyczucie czasu i lubią wpaść 'troszkę' (czyt. minimum 5 godzin) wcześniej xD. Rzeczywiście to co palnęła Simone na końcu zabrzmiało nieciekawie :D. Tzn. niby nic wielkiego, ale na miejscu Carmen poczułabym się nieswojo oO. Nawet jedzenie nie zostało dowiezione *aaa*. No, ale Bill zawsze może przygotować coś ;D. Np. frytki?:DNie wiem co myśleć o zachowaniu Sary OO. Ja myślałam, że teraz doceni kogo straciła i będzie chciała walczyć o Billa oO. Ona naprawdę jest specyficzną osobą ;>I teraz zarówno ona jak i Bill będą się unikać i udawać przed całym światem, że nic ich nie łączy oO. Normalnie jak zabawa w kotka i myszkę oO.Świetny odcinek jak zawsze ;***Pozdrawiam gorąco !! ;********

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa, jak każda matka, Simone postanowiła zaskoczyć swoich synów troszkę wcześniej xD To wypaliła na dzień dobry, nie ma co :P Kurde, a ja myślałam, że Tom i Carmen powiedzą również o dziecku, które już niebawem przyjdzie na świat. Ale skoro na razie wolą to trzymać w tajemnicy, to ich sprawa ;) Jeśli chodzi o Billa i Sarę, to w dalszym ciągu mam nadzieję, że się zejdą. Czekam na next, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny odcinek ;)) och, ta Sara... niezdecydowana jest :) nie dziwie się Carmen, że tak się bała... ;D dla mnie to też jest straszne ;)) pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie, kurde, święta?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie dziwię się Carmen, że była taka zdenerwowana. Też bym była. A jeśli chodzi o Sarę... Jakoś nie potrafię jej współczuć. Obecnie budzi we mnie dość mieszane uczucia i nie są one zbyt pozytywne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. na pewno wszystko będzie dobrze. w końcu ma przy sobie Toma, a on już zadba by wszystko poszło gładko. Ciekawe, jak wszyscy zareagują na wieść o zaręczynach - i nie mogę się doczekać reakcji Davida. xDI co dalej między Sarą i Billem?czekam....

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że razem mieszkają. :) Podoba mi się, że Tom jest taki dojrzały i trafnie podejmuje decyzje.Uhh zrobiło się gorąco na samym końcu...Kurcze... żal mi Sary. Wreszcie, kiedy uświadomiła sobie, że naprawdę go kocha... wszystko się rozsypało...Nie daje mi to spokoju, ona chciała coś powiedzieć Billowi! Ale co?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze: Sara sama sobie zasłużyła na to że Bill ją rzucił i niech nie zwala na niego winy.Po drugie: Matka Toma i Billa mnie zirytowała tym co powiedziała! Po trzecie: odcinek za krótki ;pPozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń