piątek, 14 sierpnia 2009

76.'Mój przystojniak.'

 

Obudziłam się z okropnym bólem głowy i brzucha, wcale mi się to nie podobało. I nie zapowiadało to niczego dobrego. Czyżby moje świetne samopoczucie dobiegło końca? Wygrzebałam się z łóżka i udałam się do łazienki z zamiarem opróżnienia żołądka poprzez wymioty. Obrzydlistwo. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy są to uroki ciąży, czy może mojej choroby? Albo jednego i drugiego. Podczas ciąży, głowa chyba tak nie boli...

Odświeżyłam się i wróciłam do pokoju, aby z powrotem się położyć, jednak nie mogłam już zasnąć. Chętnie wzięłabym jakąś tabletkę, ale boję się że zaszkodzę dziecku. Muszę się wybrać do lekarza, ktoś musi kontrolować mój stan zdrowia. Sama sobie z tym nie poradzę, tym bardziej, że na co dzień w ogóle nie zwracam uwagi na chorobę. Przewróciłam się na lewy bok, aby móc widzieć Toma. Nudziło mi się, więc sobie na niego patrzyłam. Było jeszcze bardzo wcześnie, nie warto było wstawać, choć czułam głód. Nie chciałam zbudzić ukochanego przez swój natarczywy wzrok, więc położyłam się na plecach i zmieniłam obiekt zainteresowania, na sufit. Leżałam tak w bezruchu kilka minut, aż w końcu zaczęłam masować brzuch wyobrażając sobie dziecko, które się tam znajduje. Uśmiechnęłam się do siebie przymykając oczy, ból głowy powoli ustępował, a wraz z nim męczące mdłości. Czas płynął powoli, a ja wsłuchiwałam się w spokojny oddech Toma... fajnie, że on nie chrapie. Zaśmiałam się ze swoich myśli, następnie wzięłam do ręki małą poduszkę i wepchnęłam sobie ją pod koszulkę chcąc zobaczyć, jak prezentuję się z większym brzuchem. Nie było najgorzej, bynajmniej na leżąco...

-Ktoś tu się chyba nudzi...- Usłyszałam koło ucha i poczułam muśniecie ust na policzku. Wystraszyłam się trochę, bo byłam przekonana, że Tom cały czas śpi... a on tymczasem mnie przyłapał.

-A żebyś wiedział, nie mogę spać.- Pożaliłam się i wyjęłam poduszkę odkładając ją na miejsce.

-Trzeba było zacząć się pakować.

-Wiesz, co... chyba dzisiaj nie dam rady, chciałam iść do lekarza. W końcu to już drugi miesiąc...- Stwierdziłam niepewnie. Raczej nie będzie miał mi za złe, że zwlekam z przeprowadzką, mam bardzo racjonalny powód.

-Pójdę z tobą, mogę?

-Możesz... ale po co?- Spojrzałam na niego z zapytaniem. Chyba wolałabym, aby nie wszystko wiedział. Gdy wie zbyt wiele, za bardzo się przejmuje i w końcu dojdzie do tego, że nawet palcem nie będę mogła ruszyć.

-Bo chcę. Chodź wstajemy, do lekarza trzeba iść rano, a potem może się spakujesz i zabiorę cię do siebie. Znaczy się was.- Poprawił się z uśmiechem i wyszedł spod kołdry, a ja poszłam w jego ślady. Tak naprawdę trochę obawiałam się tej wizyty u lekarza... bałam się, że może usłyszę coś złego... że coś jest nie tak, albo ze mną, albo z dzieckiem. Ale przecież wiedziałam na jak wielkie ryzyko się piszę. I wiedziałam jakie mam szanse na przeżycie...


#


-...muszę powiedzieć, że trzyma się pani całkiem nieźle jak na taką chorobę i do tego ciążę. Mam nadzieje, że zdaje pani sobie sprawę jakie to ryzyko. Może pani jeszcze zmienić zdanie... jest pani przecież młoda, może mieć pani później mnóstwo dzieci...

-Nie...ja już nie zmienię decyzji...- Powiedziałam cicho spoglądając na siedzącego obok Toma. Byłam mu wdzięczna, że uszanował moją decyzję i już nie stara się mnie przekonać, lecz widzę, że nie jest mu łatwo. Może na co dzień o tym nie rozmawiamy, ale każde z nas jest świadome...

-Cóż, w takim razie proszę się trzymać moich zaleceń... jednak jakby coś się zmieniło, w każdej chwili może pani usunąć ciążę. Tu chodzi o pani życie, więc myślę, że warto jeszcze raz się zastanowić.

-Jasne...- Mruknęłam. Miałam już dosyć tego gadania, czy tak trudno zrozumieć, że nie usunę ciąży? Że nie zabiję swojego dziecka?

-Za miesiąc będę mógł powiedzieć państwu płeć dziecka, a tymczasem to tyle. Jakieś pytania, może?- Spojrzał na nas, ja zaprzeczyłam kręcąc głową, jednak Tom, aż się wyrywał, aby zabrać głos...

-A czy podczas ciąży seks można uprawiać?- Wypalił, a ja myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Szturchnęłam go lekko dając mu do zrozumienia, że to trochę nie na miejscu. Bo to trochę dziwne, rozmawiamy tu o usunięciu ciąży i poważnej chorobie, a on nagle wyskakuje z seksem.

-Jeżeli pani siły na to pozwolą, oczywiście. Do szóstego miesiąca najlepiej.- Uśmiechnął się pod nosem. Teraz to mi się głupio zrobiło.

-Nie zaszkodzi to dziecku?

-Nie.- Zapewnił. Przecież mu mówiłam! A on oczywiście musiał zapytać specjalisty, w ogóle mi nie wierzy.

-To dziękujemy bardzo, do widzenia.- Pożegnał się i złapał mnie za rękę prowadząc do wyjścia. Już nie mogłam się doczekać kiedy to nastąpi. Opuściliśmy budynek, a ja jeszcze nie umiałam dobrać odpowiednich słów, aby go opieprzyć. Nie zabrałam go ze sobą, żeby mi z takim czymś wyjeżdżał...- Wracamy do domu, czy chcesz gdzieś iść?- Uprzedził mnie swoim pytaniem, aż cały zapał na krzyczenie mi odebrało. Westchnęłam zrezygnowana i już darowałam sobie komentarze w związku z jego pytaniem w gabinecie.

-Pójdziemy na zakupy? W końcu planujesz oficjalny obiad, przydałoby ci się jakieś ubranie.- Stwierdziłam zadowolona ze swojego pomysłu. Przynajmniej poprawię sobie humor, gdy będę wybierała mu koszulę. Tak, ja będę wybierała mu ubranie. I w nagrodę za świetne zachowanie dostanie krawat. Jak ja go kocham...

-No, okej. Chodźmy...- Zgodził się bez grymasów, co mi bardzo odpowiadało. Jak najbardziej mogę mieć takiego męża, który zawsze przystanie na moje kaprysy.

-A tak swoją drogą... kto niby ma gotować ten obiad?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Byłam pewna, że to ja będę robiła za kucharkę, bo jakoś nie widzę Toma w kuchni. Zresztą, siebie też nie widzę...

-Oj, zamówi się coś z restauracji...- Szepnął mi do ucha i przy okazji pocałował w policzek. Cały Tom... postanowiłam tego nie kwestionować. Najwyżej to on będzie się tłumaczył swojej mamie.

W ciszy delektując się świeżym powietrzem dotarliśmy do galerii, już się nie mogłam doczekać kiedy wejdziemy do jakiegoś męskiego sklepu... Tom był bardzo zaskoczony, gdy właśnie tam go prowadziłam. Zapewne myślał, że zacznę od siebie, ale nie... większą przyjemność sprawi mi ubranie jego.

-Ale tutaj nie znajdziemy nic dla mnie... tu są same koszule i garnitury... muszki i krawaty...

-No, to dobrze. Chyba nie chcesz oświadczać wszystkim o swoich zaręczynach w jakiejś kolorowej koszulce?- Spojrzałam na niego z zapytaniem, na jego twarzy malowało się zdumienie. Nie czekałam na odpowiedź. Zgarnęłam z wieszaka jasnoniebieską koszulę i drugą taką samą, tyle że w kratkę. Do tego jeszcze ładny krawat i pociągnęłam Toma w stronę przymierzalni.- Proszę, przymierz to.- Wręczyłam mu wybrane przez siebie ciuchy i zasłoniłam zasłonę.

-Chyba nie myślisz, że zawiąże to coś...- Wystawił nagle głowę pokazując mi krawat.

-No, jasne że nie. Aż taki dobry nie jesteś.- Uśmiechnęłam się i pozwoliłam sobie dołączyć do niego.- Dawaj to.- Wzięłam od niego „to coś”, jak to określił i w miarę luźno zawiązałam mu na szyi.- I zdejmij tą czapkę.

-Ale...

-Nie marudź.- Przerwałam mu i sama ją zdjęłam następnie przyglądając mu się z uwagą. Wyglądał fantastycznie. Przynajmniej teraz widać było, że ma klatę...- No, jak pięknie!- Miałam naprawdę niezłą frajdę.

-Pięknie? Przecież to jest okropne...

-Śliczny jesteś!- Odwróciłam go w stronę lustra, jedyne co mi nie pasowało to jego naburmuszona mina. Ale to też da się naprawić... Musnęłam go w policzek, a potem w drugi i uśmiechnęłam się słodko.- Mój przystojniak.

-Masz szczęście, że cie kocham bo w życiu bym tego nie założył.- Obrócił się do mnie.

-Wiem, wiem... chodźmy za to zapłacić.- Rozwiązałam mu krawat i szybko porozpinałam wszystkie guziczki, żeby nie musiał się z tym męczyć. Dobrze, wiem jakie to denerwujące...- Ubierz się...

-Niee... to ty się rozbierz...- Wyszczerzył się całując mnie w usta.

-Tom, nie wygłupiaj się. Jak szybciej skończymy te zakupy, to szybciej się do ciebie przeprowadzę.- Miałam nadzieję, że tym go przekonam. Choć przyznam, że nie łatwo było się oprzeć... w końcu stał przede mną w samych spodniach, a jego tors był bardzo kuszący.

-No, to idziemy.- W jednej chwili nałożył na siebie koszulkę, a potem bluzę i zabierając koszule wraz z krawatem udaliśmy się do kasy. Zapłaciliśmy za wszystko i wyszliśmy ze sklepu.-A ty, co sobie kupisz? Może jakąś sukienkę?

-Sukienkę?- Skrzywiłam się lekko. Zdecydowanie wolę spodnie...

-Widzę, że bardzo podoba ci się ten pomysł.- Uśmiechnął się chytrze i poprowadził mnie do przodu, gdzie znajdowała się część kobieca. Po drodze mijaliśmy sklep z sukniami ślubnymi, nie mogłam się nie zatrzymać. Gdy patrzyłam na te białe sukienki budziło się we mnie takie dziwne uczucie...- Niedługo przyjdziemy tutaj, po taką sukienkę.- Usłyszałam koło ucha. Uśmiechnęłam się odwracając w jego stronę.

-Weźmiemy ślub kościelny?- Zapytałam nieco zaskoczona. To wszystko chyba jeszcze do mnie do końca nie dotarło...

-No, oczywiście.- Odparł zadowolony.

-W takim razie nie przyjdziesz tu ze mną, bo nie możesz widzieć sukienki przed ślubem.- Wlepiłam w niego swoje radosne spojrzenie. Ja i on przed ołtarzem?

-Chyba panny młodej w sukience, a nie sukienki...- Stwierdził.

-No, a niby jak ją przymierzę, żebyś nie widział?

-No tak... ale to głupie przesądy... nie puszczę cię tu samej.- Burknął już mniej zadowolony.

-Przyjdę z kimś innym.- Wzruszyłam ramionami. Nagle wypełniła mnie jakaś niezwykła energia połączona z radością.

-Kocham cię, moja Carmelko.- Przygarnął mnie do siebie jedną ręką wtulając twarz w moje włosy.

-A ja ciebie, mój ty Inteligencie.- Szepnęłam mu do ucha.

-Właściwie nigdy nie rozumiałem, dlaczego mnie tak nazywasz.

-To dobrze i niech tak lepiej zostanie.- Zaśmiałam się cicho... chyba nie chciałby wiedzieć, z jakiego powodu kiedyś zaczęłam tak na niego mówić...


#


Po pokoju rozbrzmiewała cicha muzyka, blondynka siedziała na swoim łóżku czytając gazetę i starając się nie przejmować chłopakiem siedzącym tuż za jej plecami, na których cały czas czuła jego oddech. I wcale, a wcale jej się to nie podobało. Nawet przez chwilę nie przeszły ją przyjemne dreszcze. Mimo tego, że tak starannie go ignorowała, a jej wyćwiczona obojętność bardzo to ułatwiała nie umiała ukryć, że jego obecność, jak sama osoba strasznie ją irytuje. Najchętniej wypchnęłaby go przez okno.

-Sara, kotku...porozmawiaj ze mną.- Objął ją rękoma w pasie zmuszając, aby oparła się o jego tors. Właśnie tym przeważył szalę. Jeszcze nie miał okazji się przekonać, jak bardzo się zmieniła, a właśnie nadeszła ta chwila. Dziewczyna rzuciła gazetę gdzieś w kąt, brunet z początku sądził, że ma zamiar skupić się wyłącznie na nim, jednak rozczarował się. Jednym silnym ruchem uwolniła się z jego objęć i podniosła się gwałtownie stając naprzeciwko niego. Był zupełnie zdezorientowany... no tak, dawniej była delikatna i niewinna. W życiu by mu się nie sprzeciwiła...

-Nie mów tak do mnie.- Wysyczała patrząc na niego jak na najgorszego wroga.- I nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, mam cię w dupie. Kapujesz?!

-Po pierwsze, moja droga nieładnie ze mną rozmawiasz.- Wstał stając tuż przed jej sylwetką.- Po drugie, nie po to wracałem, żebyś teraz odstawiała jakieś scenki. A po trzecie jeżeli chcesz, to zaraz będziesz mnie miała w dupie.- Wyrecytował pewny siebie i złapał ją za ramiona okręcając tak, że teraz to ona stała przed łóżkiem.

-Jesteś taki żałosny.- Zaśmiała się kpiąco.- Już dawno o tobie zapomniałam, po co wróciłeś? Myślałeś, że będę czekała? Nie ma tu dla ciebie miejsca, więc wypierdalaj.- Rzekła patrząc mu prosto w oczy. Doskonale wychwyciła moment, w którym chciał się na nią rzucić i w samą porę odskoczyła sprawiając, że chłopak sam wylądował na pościeli.- Oh, Enrique... pogódź się z tym, że do ciebie nie wrócę. Gardzę tobą i gówno mnie obchodzi, co sobie myślisz.

-Twoi rodzice bardzo mnie lubią i z pewnością nie pozwolą ci na to. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, a twój ojciec pytał czy mam wobec ciebie poważne plany. Wiesz, co mu powiedziałem?- Powstał prostując się dumnie.- Że jesteśmy zaręczeni. Byłem przekonany, że do mnie wrócisz... jaka szkoda, że coś ci się poprzewracało w tej główce. Chyba nie rozczarujesz swoich ukochanych rodziców, co skarbie?

-Jakoś nie widziałam pierścionka.- Prychnęła z pogardą zakładając ręce na piersi.

-Szczegóły, mam gdzieś w torbie.

-Lepiej nie próbuj, bo się tylko ośmieszysz, gdy na oczach wszystkich powiem subtelne „nie” i dodam jeszcze parę słodkich słówek.- Uśmiechnęła się ironicznie.

-Nie zrobisz tego. A wiesz dlaczego? Bo twój ojciec ci na to nie pozwoli. Zawsze chciał, abyś wyszła za mąż za kogoś na poziomie. Zapewne nie spodobało by mu się, gdybyś przedstawiła mu jako chłopaka, jakiegoś tam wokalistę, który nawet nie przypomina faceta, a...- Nie zdążył nic więcej dodać, gdy delikatna dłoń dziewczyny z głośnym plaskiem odbiła się od jego twarzy.

-Zawsze chciałam to zrobić.

-Tak? A ja zawsze chciałem cie przelecieć. Może mały rewanż?- Cofnęła się do tyłu, gdy poczuła, że dzieli ich niebezpieczna odległość.

-Spadaj stąd, zanim się na poważnie wkurzę.

-Jej, jaka ty groźna... naprawdę się boję.- Zrobił teatralnie wielkie oczy. Blondynka pokręciła tylko głową, po czym bez specjalnego pośpiechu zaczęła rozpinać swoją bluzkę, zupełnie zbiła go tym z tropu. Sam już nie wiedział, o co chodzi. Jego zdumienie nie miało końca, gdy zamiast odpiąć kilka ostatnich guzików, chwyciła za materiał bluzki i rozerwała ją...Cały czas nie spuszczając z niego wzroku zdjęła z włosów gumkę, a dłońmi przetarła oczy rozmazując tym samym makijaż.

-Teraz zobaczymy, kto tu jest górą.- Uśmiechnęła się jeszcze niewinnie i otworzyła drzwi od pokoju.

-Co ty wyprawiasz?

-Wiesz? Chyba zostanę aktorką.- Posłała mu całusa w powietrzu i wybiegła z pokoju.- Tatoo! Tato! Pomóż mi...- Jej krzyk rozniósł się po całym domu, a brunet nagle zamarł.

-Sara? Co się dzieje?- Do jego uszu dobiegł zatroskany głos ojca dziewczyny, a potem jej sztuczny szloch. Już wiedział, że jest skończony.


###


Nie wiem, czemu końcówka wydaje mi się głupia xD Mam nadzieję, że nie nudzi was ta sielanka między Carmen, a Tomem? Osobiście lubię, gdy jest tak kolorowo i wszystko się układa, bo w życiu tak nie ma ;D Zresztą niedługo trochę się pomiesza...

I nie mogę uwierzyć, że niedługo koniec wakacji... ja nie chce do szkoły! ;( Mam stracha jak nie wiem co, ale trzeba być dobrej myśli xD

pozdrawiam.

 

6 komentarzy:

  1. Ja uwielbiam kiedy między Tomem a Carmen jest tak słodko xD Jej jak mi się podobały te zakupy ^^ A Sara jest na maksa świetna! Ja bym w życiu na coś takiego nie wpadła! Owacje na stojąco! xD Dobrze tak temu palantowi ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka super.Tom rzeczywiście musiał "nieziemsko" wyglądać w tym stroju. Ale w końcu, czego nie robi się dla ukochanej? ;)A co do Sary, to rzeczywiście dobrze zrobiła i aktorka zapewne z niej też dobra. I mam nadzieję, ze Enriqe się od niej odczepi. I oby po tym incydencie nie chciał się na niej odegrać?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś sobie nie wyobrażam Toma w koszuli xD I też bardzo lubię, jak się układa, zwłaszcza między Tomem a Carmen, bo to wspaniała para ;D Gratuluję Sarze. Nie wiem, co to w ogóle za Enrique i skąd się nagle wziął, ale pomysł wymyśliła świetny i bardzo dobrze. Przynajmniej chłopak się od niej odwali. Ale niech zejdzie się z Billem... wspaniała notka, czekam na następną :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego koncówka wydaje Ci się głupia? Właśnie, że jest genialna ! Och, teraz ojciec chyba nie może zrobić nic innego poza wyrzuceniemm Enrique ze drzwi xD. Dobrze, że Sara nie dała się zastrasyć jakiemuś dup.kowi, który wymyślił sobie jakąś durną przyszłość z nią oO. Co to w ogóle miało być? oO. 'Szczegóły mam w torbie' czy coś w tym tylu oO. Pff...kretyn. Widze, że zdenerwował ją fakt, iż obraził Billa. I bardzo dobrze, że dała mu za to w pysk xD. Nadal nie mogę się doczkać tego jak rozwinie się akcja między Czarnym a Sarą:>Co do Carmen i Toma^^ Też uwielbiam jak miedzy nimi jest tak słodko xD. Zapewne w garniturze będzie wyglądać nieziemsko. Jeszcze do tego krawat *o ludu* ;DMam wielką nadzieję, że przezwycięży tą cholerną chorobę...;)Czekam na kolejny odcinek :> ;*;*;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bardzo lubię jak jest kolorowo i słodko, bo w życiu niewiele jest takich chwil. A Tom jaki uległy. xD I to jego pytanie mnie rozbroiło. xDD A ostatnia część notki wcale nie była głupia. To, co zrobiła Sara było dość okrutne, ale może to niezły sposób, żeby się pozbyć tego natręta. Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Ujj 'uroki' ciąży widzę dorwały Carmen.Na prawdę podziwiam Toma. widać, że bardzo , bardzo kocha Carmen!Tom co dowalił! oo Tomek w graniaku *.*Sara niezła jest, chyba domyślam się co wymyśliła ;>

    OdpowiedzUsuń