Nigdy nie myślałam, że byłabym zdolna, aż tak się upić, aby nic nie pamiętać i na drugi dzień obudzić się z pękającą głową... Gdy tylko otworzyłam oczy doznałam potwornego szoku. Nie, mało powiedziane. To było straszne... okropne, drastyczne, tragiczne! Czułam się beznadziejnie pod każdym względem. Pod względem psychicznym i fizycznym. A najgorsze było dopiero, gdy zorientowałam się, że leżę w cudzym łóżku i nie mam na sobie dosłownie żadnych ubrań, nawet bielizny! Byłam w ogromnym szoku i przez dłuższą chwilę nic do mnie nie docierało. Dopiero po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że dopuściłam się najgorszego. I poczułam się, jak jeszcze nigdy. Nawet, gdy mnie zgwałcono, nie czułam się aż tak beznadziejnie... pamiętam doskonale tamtą noc i to była najgorsza noc w moim życiu. Właśnie- była. Teraz wczorajsza noc jest tą najgorszą. Obudziłam się obok innego mężczyzny, nie obok Toma. Nie obok tego, którego kocham ponad wszystko. W dodatku nic nie pamiętałam poza spotkaniem w klubie z Herrym... a potem koniec. Wielka dziura. A teraz? On śpi obok mnie, a ja jestem zdruzgotana.
Miałam ochotę się rozpłakać, zniknąć, rozpłynąć... wszystko, aby tylko nie uświadamiać sobie co zrobiłam. Nie miałam wątpliwości co do tego, że zdradziłam Toma. Nie byłam w stanie uwierzyć własnej świadomości. Chciałabym, aby to był jeden z tych koszmarnych snów...
Zupełnie nie wiedziałam, co mam robić. Nie można opisać tego, co czułam... było mi tak źle, byłabym w stanie nawet odebrać sobie życie. Znienawidziłam się w jednej sekundzie. Czułam się jak brudna dziwka. I wiedziałam, że jedynym winowajcą tego wydarzenia jest alkohol. Bo wypiłam za dużo, bo pozwoliłam, aby moja nietrzeźwość mną kierowała.
I nie ma znaczenia, że byłam tego nieświadoma, że tego nie chciałam i nie wiedziałam co robię- zdradziłam. Zniszczyłam wszytko. Zniszczyłam naszą wielką miłość, uczucie, które tak długo budowaliśmy... zepsułam całe szczęście, wszystko co najpiękniejsze.
Bez najmniejszego zastanowienia wyszłam spod kołdry i w jak najszybszym tempie włożyłam na siebie swoje ubrania. I choć pragnęłam zmyć z siebie wczorajszą noc, wiedziałam, że to i tak nic nie da. Nie da się tego wymazać i sprawić, żeby stało się nieprawdą.
Zabrałam swój bagaż i opuściłam mieszkanie kolejno wybiegając z budynku. Dopiero, gdy uderzyło we mnie mroźne powietrze w pełni dotarło do mnie co zrobiłam, a łzy same wylały się z moich oczu. Poczułam ogromny ból w sercu, było mi tak strasznie źle... pragnęłam teraz, aby Tom był przy mnie, żeby mnie przytulił i powiedział, jak zawsze, że wszystko będzie dobrze. Ale to nieprawda. Już nic nie będzie dobrze. Zniszczyłam wszytko i to ja jestem potworem. Najgorszym potworem na ziemi. Już nigdy nie będę mogła się do niego przytulić i powiedzieć, że go kocham bo po tym co mu zrobiłam, wszystkie moje słowa stracą dla niego jakikolwiek sens... On nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił, nawet będąc nietrzeźwym, jestem tego pewna. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale najgorsze jest to, że on mi nie wybaczy.
Nie zważając na nic szłam prosto na lotnisko, nawet nie chciało mi się zatrzymywać taksówki. Było mi wszystko jedno. Boże, czułam się jak zwykła szmata. I byłam nią. Już wszystko jest lepsze od zdrady, nawet śmierć. Wolałabym umrzeć... przecież ja i tak nie umiałabym bez niego żyć.
Nie obchodziło mnie już nic. Ludzie patrzyli na mnie nie wiedząc o co chodzi, na pewno wyglądałam tak samo strasznie, jak się czułam. Z każdą sekundą, jakiś głos we mnie powtarzał mi bez przerwy, że to koniec...że wszystko straciłam jednocześnie stając się nikim. Nikim, czyli tym za co całe życie uważał mnie mój ojciec. Czułam do siebie wstręt, obrzydzenie... chciałabym zostać zgwałcona, chciałabym aby to wszystko odbyło się bez mojego udziału...
#
Z trudem opanowałam łzy, chciałam choć trochę doprowadzić się do porządku. Nie było to proste, doskonale wiedziałam co mnie czeka. I nie miałam pojęcia, w jaki sposób powiedzieć, komuś kogo tak bardzo kocham, że... że wyrządziłam mu najgorsze świństwo. Przecież wiem ile to dla niego znaczy. Wiem ile znaczy wierność.
Długo się wahałam zanim nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi od naszego pokoju. Cała się trzęsłam z przerażenia jakie mnie ogarnęło. Mogłabym nic nie mówić, starać się zapomnieć, ale wiem, że nie potrafiłabym tak żyć. To i tak zbyt wiele... Boże, dlaczego musi tak być? Czemu zrobiłam coś mimo swojej woli? Coś wbrew swojemu sercu?
-Carmen! Kochanie, nareszcie!- Zabrakło mi tchu, gdy zobaczyłam uszczęśliwionego Toma, który od razu do mnie podbiegł przytulając się mocno i obdarowując soczystymi pocałunkami, których nie potrafiłam odwzajemnić jak zawsze... z czułością... ze szczęściem...- Jej, ale się stęskniłem...- Jeszcze raz mocno mnie utulił. Napajałam się jego dotykiem, zapachem, jego ciepłem... bo wiedziałam, że to jest już nasz ostatni raz.- Nie zostawiaj mnie więcej na tak długo...- Po raz kolejny musnął moje wargi. Nawet nie chce wiedzieć, czy ktoś inny je wczoraj całował...nie mogę się pogodzić z tym, że pozwoliłam komuś innemu się dotykać... W jednej chwili pod moimi powiekami pojawiły się gorzkie łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach zostawiając za sobą okropnie piekące ślady...- Co się stało? Carmen, kochanie... dlaczego ty płaczesz? Dlaczego nic nie mówisz?
-Tom...ja...ja cię chyba zdradziłam...- Wychlipałam cała drżąc. Nie wiem po co użyłam słowa „chyba”, przecież to wszystko było jednoznaczne, a ja nie mam prawa bronić się jakimikolwiek słowami.
Odsunął się ode mnie spoglądając na mnie z zaskoczeniem, jakby nie zrozumiał co do niego powiedziałam.
-Co to znaczy, „chyba cie zdradziłam”?!
-Ja wczoraj bardzo dużo wypiłam, nic nie pamiętam...ale dzisiaj obudziłam się z kimś innym w łóżku...- Wyznałam mu to, co wiem. Serce waliło mi ze strachu... pragnęłam, aby na mnie nawrzeszczał, żeby powiedział, jak bardzo mnie nienawidzi...
-Ale to jeszcze nic nie znaczy, przecież nie pamiętasz...
-Byłam naga...- Powiedziałam cicho, nawet nie wiem czy zdołał mnie usłyszeć. Nastała między nami cisza. Okropna cisza, która sprawiała mi jeszcze więcej bólu.- Ja nie wiem, jak to się stało...
-Carmen...powiedz mi, że sobie żartujesz!- Krzyknął nagle patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami, które teraz wyglądały jak dwa szkiełka. Chciałabym mu to powiedzieć, nawet nie wie jak bardzo bym chciała... sama sobie też chciałabym to powiedzieć...- Nie wierzę... jak mogłaś mi to zrobić, no jak!? Przecież... przecież, ja ci zaufałem... ja byłem ci oddany, nigdy nawet nie pomyślałem o innej dziewczynie... brzydzę się zdradą! Dlatego sam jestem wierny i wymagam tego też od osoby którą kocham... z kim to zrobiłaś?!- Jego głos był pełen rozczarowania i goryczy, jednak wcale nie krzyczał tak bardzo jak się spodziewałam.- Zresztą nieważne. Nawet nie chce tego wiedzieć... zabiłbym go.
-Ja...wezmę swoje rzeczy...- Spuściłam głowę chcąc go wyminąć. Dla mnie było wszystko jasne, nie potrzebowałam słyszeć tego z jego ust. Jednak nie było mi dane odejść za daleko. Nagle chwycił mnie mocno za ramiona i przyparł do ściany, zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać... to było straszne, jeszcze nigdy nie był taki agresywny...
-Gdzie chcesz iść?! Do niego!?- Wykrzyczał, na co zdołałam tylko zaprzeczyć kręcąc głową. Byłam przerażona.- Przecież ja cie kocham! Do cholery cały czas cie cholernie kocham! Zawiodłem się na tobie, tak bardzo się zawiodłem!- Potrząsnął mną, jakby chciał abym wszystko zrozumiała. Ale ja i bez tego rozumiałam.- Przecież cie kocham!- Popadał w jakąś furię i kolejny raz mną potrząsł, lecz tym razem mocniej i być może dlatego zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam nad sobą zapanować, w jednej chwili zrobiło mi się słabo i zapewne, gdyby nie Tom upadłabym na ziemię, jednak w porę chwycił mnie w pasie.- Carmen, co ci jest? Słyszysz? Co się dzieje?!- Mówił do mnie, jednak nie byłam w stanie się odezwać. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, czułam, że tracę przytomność... wszystko mi zawirowało... powracały wspomnienia, przypominałam sobie wszystko, tylko nie wczorajszą noc... tego nadal nie pamiętałam... aż w końcu odpłynęłam... z nadzieją że już się nie obudzę. Bo po co?
#
-Widziałeś Carmen? Wydawało mi się, że dzisiaj wróciła.
-Jakby wróciła, to chyba by się pokazała nie?- Czarnowłosy spojrzał na Sarę, która skinęła głową na znak, że przyznaje mu racje. Strasznie ją dręczyła ta kłótnia, chciałaby mieć już to za sobą. Chciałaby znowu z nią porozmawiać, jak dawniej. Wyjaśnić wszystko...- Nie przejmuj się tak tym, przecież wróci pogodzicie się i będzie okej, jak zawsze.
-Ty i twoje pozytywne myślenie. Ale naprawdę wydawało mi się, że ją dzisiaj widziałam... tylko, że to nie mogła być ona. Jakoś dziwnie wyglądała ta dziewczyna...
-Powiem ci coś w tajemnicy na poprawę humoru.- Bill uśmiechnął się tajemniczo, co ją od razu zaintrygowało.- Mój genialny brat, wpadł na genialny pomysł! Znaczy się według niego, genialny.
-Tom? Co wymyślił?
-Stwierdził, iż skoro tak bardzo się kochają z Carmen i skoro mają ze sobą być już zawsze, to mogliby się ożenić! Bo według niego to i tak bez różnicy, skoro i tak są parą i w ogóle...
-Ślub? Tom chce wziąć ślub?- Blondynka patrzyła na niego jakby spadł z księżyca. Trudno było w to uwierzyć, przecież to jest poważny krok... a poważne kroki nie są w stylu Toma.
- On twierdzi, że to świetny pomysł. I jak się ożenią, Carmen będzie miała jego nazwisko i ogólnie będzie miał na papierze, że jest jego... poza tym powiedział jeszcze, że fascynujące jest mieć żonę. Ja naprawdę nie wiem, co mu strzeliło do głowy...- Wyrecytował sam jeszcze do końca w to nie wierząc.
-Oni czasem zachowują się jak stare małżeństwo, ale są jeszcze młodzi...nie za wcześnie ta takie rzeczy? A jak nagle się odkochają czy coś?
-Wątpię, oni to nie my.- Stwierdził podkreślając nieco swoje słowa.- Zresztą, gdy z nim gadałem był zdecydowany. Wczoraj poszedł z Amelią wybierać pierścionek.
-Łał, twój brat potrafi zaskoczyć.
-I wiesz co? Właściwie się z nim zgadzam. On naprawdę ją kocha, więc po co mają czekać? Obrączka na palcu wiele może zdziałać. A skoro i tak nie mają zamiaru się rozstawać, to tylko przypieczętują swój związek. Przecież to takie... piękne?
-A kiedy jej się oświadczy? Sam na sam, czy w większym gronie?- Dopytywała zafascynowana. Naprawdę nigdy by się czegoś takiego nie spodziewała, ale wiedziała, jaka Carmen będzie szczęśliwa. To spełnienie jej najskrytszych marzeń... i tu nie ma znaczenia wiek. Miłość nie patrzy na takie szczegóły...
-Nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Ha, ale jestem ciekaw reakcji Davida! O, i fanów! Normalnie będzie afera na cały świat.
-Przestań...powinieneś być dumny z brata.
-Jestem, jestem. Ale zmieńmy temat, co?- Spojrzał na nią uśmiechając się słodko. Zmrużyła oczy przyglądając mu się uważnie, jakby chciała odczytać zamiary z wyrazu twarzy.
-Na jaki?
-A może na żaden? Tylko po prostu...
-Tak, ja już wiem co ci chodzi po tej twojej czupryniastej główce, ale zostawmy to na wieczór...- Cmoknęła go w usta.- Nie lubię tak w biały dzień.
-Ah, moja romantyczka!- Objął ją w pasie przyciągając do siebie.- Wobec tego, chodźmy się gdzieś przejść. Trzeba korzystać z wolnego czasu, jak Carmen wróci Jost da nam nieźle popalić...
###
Nic nie powiem, nic...
Kolejna być może za tydzień, chyba że mój wyjazd się przedłuży ;) pozdrawiam ;*